Zapewne część czytelników „Głosu Przedsiębiorcy” pamięta wcześniejsze artykuły niżej podpi-sanego (a także innych autorów) na temat działań podejmowanych przez lubuskie organy skarbowe zmierzające do „wyrzucania” z kosztów uzyskania przychodów z tytułu wykonywania działalności gospodarczej strat poniesionych przez przedsiębiorców na instrumentach pochod-nych (opcjach, kontraktach terminowych i swapach) oferowanych przez banki w 2008 roku. W 2008 roku niektóre banki wykorzystały stosowane od wielu lat przez przedsiębiorców (ekspor-terów i importerów) instrumenty zabezpieczające ryzyko zmian kursowych lub zmniejszające koszty obsługi zadłużenia (czyli instrumenty zabezpieczające ryzyko działalności gospodar-czej) do przeprowadzenia działań określonych później wspomnianym wyżej mianem „toksycz-nych opcji walutowych”. Wbrew składanym deklaracjom, odpowiednie organy Państwa Pol-skiego nie wsparły przedsiębiorców. Przeciwnie: organy skarbowego podjęły próbę „dobicia” tych przedsiębiorców, którzy przetrzymali – choć z olbrzymimi stratami (straty na instrumentach pochodnych banki przekonwertowały im bowiem na długoterminowe kredyty) – akcję niektórych banków w 2008 roku i kontynuują działalność gospodarczą do dzisiaj, spłacając tym bankom wielomilionowe kredyty.

W pierwszej kolejności organy skarbowe „uderzyły” w przedsiębiorców prowadzących działal-ność gospodarczą na podstawie wpisu do ewidencji działalności gospodarczej lub będących spółkami osobowymi. Organy skarbowe wpadły bowiem na pomysł, że można wykorzystać różne brzmienie przepisów ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych i ustawy o po-datku dochodowym od osób prawnych i w konsekwencji uznać, że dochody/straty osiągnięte na finansowych instrumentach pochodnych (terminowych transakcjach walutowych i opcyj-nych) stanowią tzw. odrębne źródło przychodu i nie podlegają połączeniu z dochodami osią-ganymi przez tych przedsiębiorców w ramach wykonywanej działalności gospodarczej.

Lubuskie izby gospodarcze podjęły różnego rodzaju przedsięwzięcia zmierzające do uprzy-tomnienia różnym organom Państwa, że działania organów skarbowych nie tylko stanowią „naginanie” prawa, nie tylko są nielogiczne, ale pozostają w sprzeczności z najbardziej ele-mentarnym interesem Państwa Polskiego. Poza konferencjami organizowanymi na ten temat dla pokrzywdzonych przedsiębiorców z udziałem posłów i senatorów czy wystosowywaniem petycji do najwyższych władz państwowych, wystąpiły do Ministra Finansów o wydanie inter-pretacji ogólnej w wyżej wymienionej sprawie (notabene, do tej pory Minister Finansów nie udzielił na ten wniosek żadnej odpowiedzi). Być może jednak przedsięwzięcia te przyczyniły się w ostatnim czasie do wydania przez Naczelny Sąd Administracyjny dwóch obszernie uza-sadnionych wyroków, których wspólną tezą jest, iż źródło przychodów, jakim jest pozarolnicza działalność gospodarcza może zawierać inne strumienie (źródła) przychodów, ale wszystkie one powinny być rozliczane według jednolitych zasad. Sztuczne i nielogiczne jest rozbijanie źródła przychodów związanych z tą samą działalnością gospodarczą pomiędzy różne źródła przychodów. Jeżeli korzystanie z instrumentów finansowych ma nierozdzielny związek z pod-stawowym przedmiotem działalności gospodarczej, to wszystkie osiągane z tego tytułu przy-chody (straty) powinny być kwalifikowane jako przychody (straty) z tej podstawowej działalno-ści gospodarczej.

Wydawałoby się, że na tym koniec. Jednak nie w Polsce. W ostatnim czasie bowiem organy skarbowe „wymyśliły”, żeby przedsiębiorcom – bez względu na to czy są osobami fizycznymi, osobami prawnymi czy spółkami osobowymi – nie uznawać za koszty uzyskania przychodów strat na finansowych instrumentach zabezpieczających pod pretekstem prowadzenia przez przedsiębiorców działalności spekulacyjnej. Zazwyczaj sprowadza się to niczym nie potwier-dzonej tezy: przedsiębiorca prowadził działalność spekulacyjną, ponieważ ją prowadził (czyli na zasadzie: ziemia jest płaska i kropka). Organy skarbowe świadomie unikają przy tym odnie-sienia się do problemu tzw. toksycznych opcji walutowych, czyli podstępnego wykorzystania przez banki w 2008 roku stosowanych od wielu lat przez przedsiębiorców (eksporterów i im-porterów) instrumentów zabezpieczających ryzyko zmian kursowych lub zmniejszających koszty obsługi zadłużenia (czyli instrumentów zabezpieczających ryzyko działalności gospo-darczej) do przeprowadzenia zmasowanej i dobrze przemyślanej akcji spekulacyjnej, która polegała na doprowadzeniu do rekordowo wysokiego kursu polskiej waluty, a następnie szyb-kiej jej deprecjacji. Niżej podpisany nie słyszał, aby odpowiednie organy Państwa Polskiego (w tym organy skarbowe i podatkowe) podjęły działania prawne przeciwko bankom, które – działa-jąc z premedytacją i sprzecznie z obowiązującym w Polsce prawem – doprowadziły do ponie-sienia strat finansowych przez polskich przedsiębiorców w 2008 r. (w tym przedsiębiorców ze znaczącym udziałem Skarbu Państwa), co w konsekwencji ma ewidentny wpływ na kondycję polskiej gospodarki. Jakże inaczej wyglądają na tym tle działania innych państw, które podej-mują stanowcze kroki przeciwko wielkim korporacyjnym bankom dopuszczającym się manipu-lacji na rynkach finansowych. Wystarczy wspomnieć postępowania prowadzone przeciwko bankom w sprawie manipulowania międzybankowymi stawkami referencyjnymi, a zwłaszcza w sprawie manipulowania Londyńską Międzynarodową Stawką Referencyjną – Liborem (czyli – w sensie ekonomicznym – wszystkim), które toczą się – według informacji prasowych – m.in. wo-bec Barclays, Citigroup, Societe Generale, HSBC, UBS i Deutsche Bank czy też afery wokół banków JP Morgan czy Goldman Sachs. Najwyższy czas – wzorem innych państw dbających o szeroko pojmowany interes państwowy – na podjęcie kroków prawnych przeciwko osobom, w tym bankom, odpowiedzialnym za nieuczciwe i niezgodne z prawem manipulowanie kursem polskiej waluty w 2008 roku. Ale czy odpowiednie organy Państwa Polskiego na to stać ?

Nie tak dawno rozmawiałem z kilkoma zagranicznymi przedsiębiorcami na temat akcji podej-mowanych przez polskie organy skarbowe przeciwko polskim przedsiębiorcom, którzy zaufali bankom w 2008 r. Przez dłuższy czas nie potrafili oni zrozumieć, o czym mówię. W głowie im się nie mieściło, że państwo nie podjęło w obronie przedsiębiorców żadnej interwencji, a obec-nie próbuje ich jeszcze złupić. Ale byli oni obywatelami państw, których siła polega w pierwszej kolejności na silnej gospodarce. Po dłuższym namyśle stwierdzili, ze to albo sabotaż, albo głu-pota. Innej możliwości nie widzą. Po czym jeden z nich, chyba najbardziej inteligentny, pokle-pał mnie po plecach i powiedział: „róbcie tak dalej”. I to zabolało mnie najbardziej.